Zapewne kontrakt z wydawcą opiewał na trzy tomy, więc stosowną ilość się ukazała. Trylogia „Cukierni pod Amorem” jest odwróceniem słynnego zdania A. Hitchocka: "Na początku trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma tylko rosnąć". Pierwszy tom zdecydowanie najlepszy, a z czasem wygląda na to że autorka wywiązywała się tylko z umowy.
Niewątpliwą zaletą trzech tomów jest lekkość lektury, czyta się przyjemnie i można wypocząć. Rozwój akcji raczej przewidywalny, dlatego też nie budził u mnie większych emocji. Intryga z sygnetem zapowiadała się ciekawie, a zakończenie raczej trywialne. Postacie raczej papierowe, opisy momentami nudne. Podobały mi się natomiast szczegółowe opisy ubiorów i obyczajów, to duży plus trylogii.
Nie mniej jednak wydaje mi się, że wkradł się błąd znajdujący się w trzecim tomie na s. 139, kiedy wspomina się o Stanisławowie do którego wyjeżdżają krewni Zajezierskich umieszczono informacje że na terenie Ukrainy. Dotyczyło to okresu kiedy te miasto znajdowało się w granicach Polski.
Nie mniej jednak można przeczytać