„Na Zachodzie bez zmian” to stale aktualna książka. Przejmujący opis młodego narratora, który wraz z kolegami – pod namową m.in. nauczyciela – rusza na wojnę. Przedstawia swoich kolegów i ich doświadczenia z młodości, która im tak szybko minęła, a nie wszystkim dane było zakosztować miłości.
Autor nie dzieli ludzi na swoich i wrogów. Opis sceny w leju bombowy jest tak sugestywny, że czuje się smak brudnej wody i ma się piasek w ustach. Nie oszczędza nam też drastycznych opisów rannych towarzyszy, życia w okopach i wszędobylskiej śmierci.
Kurt Vonnegut w „Rzeźni numer 5” wspomina, że człowiek który znalazł się w piekle, nigdy już nie jest w stanie żyć w normalnym świecie. Z cała pewnością inspirowany był właśnie lekturą „Na Zachodzie bez zmian”, a gdyby nawet nie (gdyż jest to moje luźne skojarzenie) to narrator kiedy udaje się na urlop do swojego miasteczka, do mamy nie może znaleźć sobie miejsca. Kiedy idzie do piwiarni, spotyka wielu starszych obywateli miasta. Traktowany jest jak bohater, ale raczej jakiś zawodów sportowych, Każdy przy piwie ma swoje zdanie co powinno się robić na froncie, jakie powinny być podjęte działania, gdzie atakować. Łatwo jest opowiadać o poświęcaniu ludzi, kiedy samemu ma się co najwyżej jakieś kłopoty aprowizacyjne.
Cała książka jest jednym wielkim krzykiem pacyfistycznym, krzykiem pokolenia, "którego pierwszym zawodem było robienie trupów". Niestety książka nie zapobiegła kolejnej jeszcze większej hekatomby ludzkości. Jakiekolwiek gloryfikowanie wojny bez refleksyjnego spojrzenia na ofiarę młodych istnień jest wiecznie powtarzającym się myśleniem o wojnie bez zmian. Nigdy nikogo dramatyczne wydarzenia niczego nie nauczyły. Dziś w Polsce gloryfikuje się „Żołnierzy wyklętych”, a czyż nie wysyłali ich na pewną śmierć panowie z piwiarni, gdzieś w dalekim Londynie czy Paryżu. Przedstawiając ofiarę młodych żołnierzy w Powstaniu Warszawskim w „Mieście 44” ukazuje się niemal komiksowo, pięknie umierali ze wzniosłymi słowami. Kiedyś czytając „Wojnę i pióro” M. Wańkowicza natknąłem się na mniej więcej taki fragment. Ktoś zadaje pytanie Wańkowiczowi z jakimi słowami umierali żołnierze pod Monte Cassino (nota bene cmentarz składa się głównie z żołnierzy w wieku bohatera „Na Zachodzie bez zmian”)? Melchior odpowiedział, że najprawdopodobniej z K… m…ć. Nikt przecież nie chce ginąć.
W podręcznikach do historii mamy cały rozdział poświęcony Powstaniu Warszawskiemu, Powstanie Wielkopolskie i Powstania Śląskie zajmują ledwie kilka akapitów. Znowu zwracamy uwagę na składanie ofiary z własnego życia, tak jak wymagano tego od klasy, która poszła na I wojnę światową, która rozpoczęła się wiek temu. Jednak dalej nikogo niczego nie nauczyła. Wszystko pozostaje bez zmian.
Polecam wszystkim, którzy tak jak ja jakoś zaniedbali przeczytanie książki Remarque'a w natłoku stale ukazujących się nowości.